zanim zaczęłam czytać tę książkę niewiele wiedziałam o Samsungu jako firmie. jak jest zbudowana, zarządzana, kto stoi za tą marką.
przed lekturą przeczytałam krótką recenzję, z której wynikało, że autor jest raczej wielbicielem marki… jeśli tak, to wyświadczył jej raczej niedźwiedzią przysługę.
biznes w stylu Samsunga (a raczej to, jak został przedstawiony w książce) oznacza bowiem:
– korupcję na potężną skalę (sięgającą rangi prezydenta Korei Południowej oraz budżety na łapówki na poziomie setek milionów dolarów),
– oszustwa podatkowe i dziesiątki spółek zależnych i powiązanych,
– klanowość i budowanie kultury organizacji rodem z sekty.
nie jestem na tyle naiwna, żeby wierzyć, że Samsung jest pod tym względem jedyny w świecie big korpów, ale żadna nie doczekała się chyba takiej „laurki” 😉 a może to kwestia azjatyckiej kultury biznesowej (ale to byłoby chyba zbyt brutalne).
książkę czyta się to jak wciągający thriller biznesowy napisany nie tylko na podstawie danych, ale także kilkuset wywiadów:
– ciekawe smaczki i anegdoty związane z rozwojem firmy, która zaczynała od produkcji cukru, papieru i nawozów,
– sukcesją,
– konkurowaniem i jednocześnie współpracą z Sony i Apple (oraz obsesją na ich temat),
– wchodzeniem na rynek amerykański i budowanie marki Samsung na zupełnie innym kulturowo rynku.